Apetyt na Europę

Podziel się

Pierwsza niemiecka zagadka 2013


W Europie wszyscy już powtarzają, że z decyzjami na temat reform trzeba będzie zapewne poczekać do wyniku tegorocznych wyborów parlamentarnych w Niemczech. Tymczasem pierwsza odsłona w toczącej się już w tym kraju kampanii wyborczej będzie mieć miejsce za dwa tygodnie. Parlament landowy wybiorą wtedy mieszkańcy Dolnej Saksonii. Jak zwykle w takich sytuacjach będzie to poważny sprawdzian przed głosowaniem na szczeblu federalnym. Kanclerz Merkel udaje, że się tym zbytnio nie przejmuje, nie jest jednak tajemnicą, że cała jej partia śledzi sytuację w tym landzie.

Koalicyjna zagadka
   Wyniki jesiennych wyborów do Bundestagu to obecnie duży znak zapytania. Wygrana CDU/CSU jest, jak pokazują sondaże, prawie pewna, ale do końca ważyć się będzie, kto wejdzie do koalicji - obecny sojusznik – liberalna FDP, która jest wygodnym partnerem, czy socjaldemokratyczna SPD, co spowodowałoby powtórkę wielkiej koalicji z okresu 2005-2009. Matematycznie realny jest także sojusz z Zielonymi, ale merytorycznie opcja ta wydaje się mocno wątpliwa z uwagi na różnice programowe obu partii. Tymczasem oba wchodzące w grę ugrupowania borykają się z poważnymi kłopotami. Kandydat SPD na kanclerza – Peer Steinbrück - popełnia kolejne gafy, a sama SPD nie wydaje się wewnętrznie przekonana, że jest on tą właściwą osobą, która powinna prowadzić partię do zwycięstwa. Prawdziwy kryzys trawi natomiast od dłuższego czasu FDP. Brak wyrazistej jednostki na czele i pomysłu na program przykrojony dla liberałów w XXI wieku powoduje, że znika w cieniu CDU. Skutkuje to mniejszym niż pięcioprocentowe poparciem w sondażach. A taki wynik w wyborach oznaczałby wyrok pozostania poza parlamentem. Groźba ta wisi nad liberałami nie tylko w odniesieniu do jesiennej elekcji do Bundestagu, ale już za dwa tygodnie, kiedy do urn pójdą obywatele Dolnej Saksonii.

Sprawdzian w Dolnej Saksonii
     Wybory te mają w związku z tym podwójne o ile nie potrójne znaczenie. Po pierwsze, walka jest nie byle o co - osiem milionów mieszkańców Dolnej Saksonii to w końcu dziesięć procent mieszkańców całych Niemiec. Ich wybór stanowić będzie papierek lakmusowy tego, co nastąpić może za dziewięć miesięcy na arenie federalnej (choć Zieloni, z uwagi na dyskusje o atomie w tamtej okolicy, są tam ponad przeciętnie silni – sondaże dają im ok 13%).
Po drugie, symbolicznie i praktycznie równie ważne, w przypadku porażki FDP obecna tamtejsza koalicja, odzwierciedlenie federalnej koalicji CDU-FDP, upadnie. Przejęcie władzy przez socjaldemokratów w połączeniu z Zielonymi jest według sondaży możliwe, nawet jeśli FDP zdobędzie ponad 5% głosów. Utrata Dolnej Saksonii przez CDU byłby wiatrem w żagle dla lidera SPD na płaszczyźnie federalnej. Dodatkowo pogorszy to także sytuację CDU w drugiej izbie niemieckiego parlamentu – Bundesracie, składającego się z delegacji landów.
     Po trzecie, wynik – wejście FDP do parlamentu w Hanowerze (stolica Dolnej Saksonii) lub pozostanie poza nim - może przesądzić o losach tej partii (a więc i obecnej koalicji rządowej na szczeblu centralnym) w najbliższych miesiącach. Porażka teoretycznie powinna zmobilizować zarówno nieprzekonanych wyborców - do oddania głosu na jesieni na liberałów, jeśli chcą ich widzieć w Bundestagu oraz samą partię - do wprowadzenia reform, prawdopodobnie zmiany przywódcy (choć obecny przewodniczący Philipp Rösler nie wygląda na chętnego do jej oddania), a więc nowego otwarcia, które mogłoby uratować liberałów przed klęską na jesieni. Jednak takie nowe otwarcie w partii, bądź co bądź, rządzącej, kiedy kampania rządu opiera się na motywie – przez ostatnie cztery lata stało się dużo dobrego i warto to kontynuować, nie jest najtrafniejszym przesłaniem do wyborców. Przekroczenie magicznych 5%, a zwłaszcza kontynuowanie władzy w landzie przekształciłoby za to kampanię FDP w pozytywną, z mottem – jednak potrafimy i możemy.
     Z tych wszystkich czynników doskonale zdaje sobie sprawę landowa CDU, która liczy na kontynuację obecnej sytuacji. Jej przywódca, premier Dolnej Saksonii, wspomniał nawet ostatnio w wywiadzie, że „ewentualnie warto by było, żeby część wyborców CDU drugi głos (w Niemczech wyborca ma dwa głosy – pierwszy oddaje na kandydata, drugi na partię, i to ten drugi decyduje o przekroczeniu 5%-klauzuli) oddało na FDP. Mimo że polityk tuż potem oficjalnie zaprzeczył, aby jego partia prowadziła, jak media szybko to nazwały „kampanię na rzecz drugiego głosu dla FDP”, to jednak ta wypowiedź dobrze pokazuje, że i w CDU niespokojnie patrzą na słupki sondaży.
     Ten niepokój będzie - i FDP i CDU - towarzyszył jeszcze przez dwa tygodnie. Ponad 40% wyborców Dolnej Saksonii nie wie bowiem nadal, na kogo zagłosuje lub czy pójdzie w ogóle do urn. Normalnie odsetki te są w Niemczech niższe, oscylują w granicy jednej trzeciej. Pole manewru jest więc dosyć spore. A wynik wyborów pozostaje zagadką, pierwszą do rozwikłania w niemieckiej polityce roku 2013.
 
 
A do śledzenia kolejnych zagadek i możliwych ich rozwiązań zapraszam w kolejnych tygodniach, kiedy to opisywać będę je na tych łamach z Berlina.

Dane na wykresie
: Instytut Infratest Dimap, 3.01.2013, za Der Spiegel 

Zapisz się do newslettera
Newsletter