Apetyt na Europę

Podziel się

Niemcy nam zazdroszczą rozwiązania, to my je akurat zmieniamy


Niemcy żałują, że posiedzenia Komisji ds. UE Bundestagu nie są w piątki. Ich odbywanie się w ciągu tygodnia uniemożliwia częstą obecność na nich posłów do Parlamentu Europejskiego. W Polsce właśnie się cieszymy, że sejmowa komisja już w piątki spotykać się nie będzie, bo wtedy polscy posłowie do PE nie będą tak często przychodzić i zgarniać dodatkowych pieniędzy. A to właśnie zarobki europosłów tak bardzo bulwersują nasze media. Co tu jest celem, a co drogą do niego?
     W Polsce w posiedzeniach Komisji ds. UE Sejmu brać może każdy poseł do PE. Za obecność (niezależnie od jej długości) dostaje dietę. I oto jest cała burza. Część posłów niezameldowanych w Warszawie, (bo miejscowym pieniądze nie przysługują) wpada podobno jedynie, by się pokazać i podpisać listę, po czym inkasuje należność i znika. Z takiej obecności wiele dla polskiego prawodawstwa oraz debaty na tematy europejskie w Polsce nie wynika. Zaangażowania europosłów w prace sejmowe, ich kooperacji z posłami polskimi jakoś specjalnie nie widać.
     Tymczasem stały kontakt polityków, którzy zasiadają w Parlamencie Europejskim oraz parlamencie narodowym jest kluczowe w momencie tak szybkich zmian w UE. Tylko wtedy obie strony wiedzą, jakie kwestie stoją na agendzie drugiej izby, mogą konsultować stanowiska, wypracowywać wspólne opinie czy inicjować działania na arenie europejskiej, które będą korzystne dla Polaków i Europejczyków. Prace w PE zwykle wyprzedzają te w Sejmie- to normalne w całej UE. Tym bardziej warto, aby parlamentarzyści krajowi korzystali z wiedzy kolegów z Brukseli, którzy „przerobili” już dany temat. I odwrotnie – euro posłowie muszą znać przebieg debat w Polsce, aby lepiej dbać o reprezentowanie polskiego stanowiska w Brukseli. Udział w posiedzeniach Komisji ds. UE nie powinien być jedyną możliwością takich kontaktów - konieczne są inne, których, niestety, jeszcze zbyt wielu nie ma. Tym bardziej nie wolno utrudniać tych, które są. Problemem w całej sprawie nie jest przecież sama obecność europosłów na posiedzeniach, tylko niesłuszne pobieranie diet, w momencie braku rzeczywistego wkładu w prace Komisji.
Zgadza się, że organizowanie posiedzeń Komisji w inne dni niż piątek ukróci pojawianie się wielu posłów do PE na jej posiedzeniach, bo w tygodniu są oni w Brukseli, Strassburgu lub delegacjach PE w innych krajach. Czasowo przyjazd do Warszawy będzie, więc zdecydowanie trudniejszy, niż w piątek, kiedy zwykle wracają do domu do Polski i mogą „przejechać” przez Warszawę. Stąd, teoretycznie słuszne, rozumowanie, że udział w posiedzeniach będą brać tylko ci zmotywowani do współpracy z Sejmem. Pewnie tak by było, ale posłowie do PE w tygodniu powinni być gdzie indziej i trudno technicznie będzie im zdecydować się na przyjazd do Warszawy. Ich priorytetem musi być wypełnianie obowiązków związanych z mandatem europosła, a działalność w Warszawie jest jednak, mimo że bardzo wskazana, aktywnością dodatkową.
     W Niemczech dyskusja na ten sam temat przebiega dokładnie odwrotnie. Tam w posiedzeniach Komisji ds. UE brać udział może 16 europosłów, wybranych w danej kadencji. Nie dostają oni za to diet. Pojawiają się w Bundestagu jednak rzadko, bo… spotkania Komisji są w środy po południu, kiedy muszą być w Brukseli lub w innych miejscach. Stąd głównym postulatem, jak poprawić współpracę Bundestag – europosłowie jest przeniesienie dnia posiedzenia Komisji ds. UE. na… piątek. Sprawa podobno trudna, bo wymaga wiele zmian w wewnętrznych procedurach pracy Bundestagu. Ale wszyscy zainteresowani o tej konieczności mówią. Dodatkowo żałują, że sprawa dotyczy i tak tylko 16 posłów, kiedy w Polsce możliwość zaangażowania mają wszyscy.
     Przewodnicząca polskiej Komisji ds. UE, Agnieszka Pomaska, wskazuje, że przeniesienie posiedzeń Komisji na inny dzień tygodnia jest podyktowane innymi argumentami – związanymi z pracami całego Sejmu, w tym piątkowymi głosowaniami. Takie spojrzenie jest słuszne, pokazuje też kolejny problem – przeładowania Komisji ds. UE wieloma sprawami. Jeśli posiedzenie przypada w piątek, który i tak w Sejmie jest intensywny, nie sprzyja to produktywności posłów. To jest przede wszystkim do zmiany. Może warto, na przykład, powołać podkomisje, które będą zajmować się poszczególnymi tematami, aby nie każdy poseł Komisji musiał śledzić wszystko.
     Sam udział europosłów powinien natomiast być pożądany. Nie cieszmy się, więc, że nie przychodzą, jak im utrudniamy obecność. Zróbmy coś, by mieli inną motywację do udziału. Pomyśleć trzeba o wytworzeniu kultury współpracy pomiędzy posłami do Sejmu a Parlamentu Europejskiego. Po obu stronach potrzebna jest tu świadomość jej konieczności oraz korzyści z niej płynących.
 
Tekst powstał na podstawie badań, jakie przeprowadziłam, będąc na stypendium DAAD w Deutsche Gesellschaft fuer Auswaertige Politik w Berlinie. Wkrótce ukażą się pełne raporty z badań.

 
 
Zapisz się do newslettera
Newsletter