Podziel się

1 maja to podwójne święto. Rocznica wejścia Polski do UE, ale też Święto Pracy


20 rocznica wejścia Polski do Unii Europejskiej jest szczerym powodem do świętowania i momentem, kiedy możemy zatrzymać się i docenić wiele zdobyczy zarówno w wymiarze ekonomicznym jak i społecznym. Jest to także okazja do wskazania tych obszarów, które – mimo pokładanych nadziei – okazały się porażką.  Jaki wpływ na świat pracowników miała nasza akcesja?


Przed wejściem Polski do Unii Europejskiej 1 maja 2004 r. Polakom towarzyszyły entuzjazm i nadzieja kiełkująca od przełomu 1989 r., żeby „u nas żyło się jak na Zachodzie”. Kolejne kraje stopniowo otwierały granice dla Polaków. Jednocześnie Polskę objęły regulacje jednolitego rynku dające dostęp dla zachodniego kapitału. Był to rodzaj „dealu”: rozszerzamy Unię dając wschodnim Europejczykom dostęp do zachodnich rynków pracy, możliwości kształcenia i swobodnego przemieszczania (co było istotne w kontekście rekordowych poziomów bezrobocia), w zamian za możliwość prowadzenia bezpośrednich inwestycji, obniżenia kosztów produkcji i dostęp do nowych rynków konsumenckich (bez okresów i mechanizmów ochronnych dla rodzących się podmiotów rodzimej gospodarki rynkowej). Wschodnie rozszerzenie miało być rozwiązaniem dla problemów demograficznych zachodniej Europy i podnieść konkurencyjność Unii Europejskiej na globalnych rynkach. Członkostwo w UE krajów z byłego bloku socjalistycznego – wraz z wcześniejszym wstąpieniem do NATO – było również wyrazem nowego układu sił geopolitycznych dających większe poczucie bezpieczeństwa i szansę na rozwijanie instytucji demokratycznych oraz społeczeństwa obywatelskiego nowym krajom członkowskim.

Jeden z największych beneficjentów

Polska jest niewątpliwie jednym z największych beneficjentów tej historycznej decyzji, co znajduje swoje odzwierciedlenie w bezprecedensowym wzroście gospodarczym (niektórzy nawet mówią w tym kontekście o „złotym wieku”), wyraźnym spadku poziomu ubóstwa (liczonego różnymi miarami) i bezrobocia (do poziomów najniższych w UE), czy wzroście poziomu zatrudnienia przekraczającego obecnie średnią UE. Nie byłoby to możliwe bez środków z polityki spójności i wspólnej polityki rolnej UE. 

Reprezentanci Polski zajęli przysługujące im miejsca w Parlamencie Europejskim, Radzie UE i Komisji Europejskiej. W administracji europejskiej – w tym w agendach UE – znaleźli zatrudnienie urzędnicy i specjaliści z naszego kraju. Polscy partnerzy społeczni, czyli związki zawodowe i organizacje pracodawców, zyskali także dostęp do europejskiego dialogu społecznego, który na mocy Traktatu o Funkcjonowaniu UE ma uprzywilejowaną pozycję w kontekście konsultowania prawodawstwa i polityk unijnych. Przed wejściem Polski do UE przedstawiciele polskich pracowników mieli szansę także zasiadać w europejskich radach zakładowych (od 1994 r.) prowadząc konsultacje w sprawach ponadnarodowych korporacji działających również w naszym kraju.

Akcesja do UE przyczyniła się również do ograniczenia korupcji, większej przejrzystości działań w sferze publicznej i sprawczości obywateli – nawet jeśli wciąż jest dużo w tej sferze do zrobienia. 

Co trzeba poprawić

Mimo tych niewątpliwych sukcesów nadal nadzieja, żeby „u nas żyło się jak na Zachodzie” jest daleka od realizacji. Wprawdzie Polska jest częścią jednolitego rynku gwarantującego tzw. cztery swobody: przepływu towarów, usług, osób i kapitału, jednak nadal brakuje ujednolicenia, czy choćby zbliżania się do jednolitych standardów w wymiarze uprawnień społecznych, które składałyby się na Europejski Model Społeczny. Możemy obserwować procesy konwergencji w kontekście rosnącego parytetu siły nabywczej Polaków – choć są silne argumenty za tezą o nierównej dystrybucji dochodu narodowego w społeczeństwie (vide badania nad nierównościami dochodowymi i majątkowymi, które obecnie należą do jednych z najwyższych w UE). Istnieją także badania pokazujące rozwijanie się w Europie Środkowo-Wschodniej tzw. zależnego modelu gospodarki rynkowej opartego o niskie koszty pracy oraz funkcjonującego w kontekście słabości zabezpieczenia społecznego i zbiorowych stosunków pracy. Mówi się także o pułapce średniego rozwoju, w którą te gospodarki naszego regionu mogą wpaść, jeśli nie odejdą od modelu niskich kosztów pracy i niskich inwestycji w innowacyjność. 

I dalej. Z jednej strony można argumentować, że prawodawstwo i polityki unijne sprzyjają podniesieniu standardów społecznych w obszarze prawa do informacji, konsultacji, ochrony i zabezpieczenia społecznego, równości szans i dostępu do zatrudnienia. Istotną inicjatywą jest w tym kontekście Europejski Filar Praw Socjalnych. Z drugiej strony, zbiorowe stosunki pracy w Polsce chyba jeszcze nigdy nie były w tak słabym stanie jak obecnie: 

•    niski poziom uzwiązkowienia, nie przekraczający 12%, 
•    niewielkie pokrycie układami zbiorowymi pracy, którego poziomu nawet nie bada się rzetelnie, i w zasadzie brak układów zbiorowych pracy na poziomie branżowym, 
•    niska zdolność do zawierania układów pracy przez organizacje pracodawców, które de facto pełnią raczej rolę organizacji rzeczniczych na poziomie centralnym niż partnerów w dialogu społecznym,
•    kolejne kryzysy trójstronnego dialogu społecznego, którego główną cechą jest jednostronność (unilateralizm) strony rządowej oraz ignorowanie głosu związków zawodowych i organizacji pracodawców,
•    warto ten katalog uzupełnić o kontekst kulturowy wskazując na silnie zhierarchizowane relacje w miejscu pracy zbliżone do „folwarcznych”, które są szeroko dyskutowane w debacie publicznej.

Kiedy będzie u nas „żyło się jak na Zachodzie”?

W tym kontekście – w dniu 20 rocznicy wejścia Polski do UE – można postawić tezę o niedokończonym procesje integracji europejskiej, który odnosi się do standardów społecznych, a w szczególności do zbiorowych stosunków pracy. Polacy nadal czekają na europejskie płace i europejskie standardy pracy. Przecież wydaje się, że istotą nadziei, żeby „u nas żyło się jak na Zachodzie” była nie tyle możliwość łatwego zakupu dowolnego produktu (co w kontekście gospodarki podażowej zostało zrealizowane) tylko to, żeby można było godnie pracować, móc swobodnie realizować swoje cele życiowe (np.: wyprowadzić się od rodziców w swoich latach 20-tych, kupić lub wynająć mieszkanie w rozsądnej cenie, założyć rodzinę, robić karierę w zawodzie, który niesie ze sobą sens, przejść na godną rentę lub emeryturę) i liczyć na standardy jakości życia zbliżone do zachodnich (dostęp do lekarzy specjalistów, usług opiekuńczych, dobrej edukacji, transportu publicznego, sprawnych usług administracji publicznej, sprawiedliwych sądów, etc).

Narasta stopniowe rozczarowanie przebiegiem procesów społeczno-gospodarczych, a Polacy z początkowego entuzjastycznego nastawienia do Unii Europejskiej przybierają bardziej dojrzałą, zniuansowaną i nieco bardziej realistyczną postawę – co znajduje swoje odzwierciedlenie w sondażach. Wzrosły także nasze aspiracje jako społeczeństwa i bardziej trzeźwo oceniamy Zachód, na który kiedyś patrzyliśmy bardzo bezkrytycznie, bo tak bardzo doskwierał nam poprzedni system i jego imponderabilia. Niestety, na niezadowoleniu niektórych grup korzystają ugrupowania eurosceptyczne, które obecnie notują rekordowo wysokie poparcie w krajach członkowskich. Jest to istotny problem, że ugrupowania przywiązane do wartości demokratycznych i europejskich nie są w stanie właściwie rozpoznać i zaadresować tych nastrojów. 

Dlatego nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego w polskim kontekście powinny być o tym, jak dokończyć integrację europejską tak, żeby nadzieje pokładane w Unii Europejskiej w trzeciej dekadzie obecności w niej Polski wreszcie się zrealizowały.
Podziel się
Zapisz się do newslettera
Newsletter