Aktualności

Tekst:

Instytut Spraw Publicznych

Podziel się

Europa pod polską banderą - komentarz ekspertów ISP


Odliczanie skończone. Po wielomiesięcznych przygotowaniach do rejsu, dziś polski rząd przejmuje stery w Unii. Jednak decydować o kursie będziemy wraz z innymi, Traktat z Lizbony podzielił bowiem władzę na mostku kapitańskim pomiędzy wielu członków załogi - piszą w Gazecie Wyborczej Jacek Kucharczyk i Agnieszka Łada.


A pogoda na morzu oraz porty, do których przyjdzie zawijać, wcale nie muszą być nam przyjazne. Co czeka statek o nazwie Unia Europejska pod polską banderą? Czy polska załoga przygotowana jest na szkwały? I dokąd uda się dopłynąć?

Przygotowania do rejsu

Przygotowania do objęcia prezydencji rozpoczęły się z dużym wyprzedzeniem i zbierają pochwały zarówno w unijnych stolicach jak i wśród ekspertów. Jednak wszyscy wiedzą, że ciężko być przygotowanym na wszystko, zwłaszcza w tak szybko zmieniającej się sytuacji zewnętrznej. Zaczynający pól roku temu swoje przewodnictwo Węgrzy, wiedzieli wprawdzie, że przyjdzie im się zmierzyć z pytaniem, jak postępować wobec Łukaszenki, który w grudniu 2010 rozprawił się z opozycją, ale Arabskiej Wiosny i skali zmian w południowym sąsiedztwie Europy nie byli już w stanie przewidzieć. Dzisiaj my także nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak rozwinie się sytuacja w krajach sąsiedztwa, podobnie jak nie umiemy przewidzieć biegu wydarzeń w ramach niekończących się zmagań z kryzysem zadłużenia w strefie Euro. Ale to właśnie na podstawie naszej reakcji na takie wyzwania polska prezydencja będzie oceniana przez partnerów.

Burzliwe morza

Nawet jeśli nie nastąpi gwałtowne zaostrzenie kryzysu wewnątrz czy na zewnątrz Unii, warunki w jakich zaczyna się nasza prezydencja dają wyobrażenie o skali wyzwań stojących przed Europą, której politykę mamy współkształtować przez najbliższe pół roku.

Pierwszym priorytetem jest dzisiaj ratowanie unijnej gospodarki, która nie tylko musi wyjść z kryzysu zadłużenia, ale odbić się od dna i wrócić na ścieżkę trwałego wzrostu. Nasze zadanie utrudnia to, że nie jesteśmy w strefie euro. Choć przynależność do Paktu Euro Plus wzmacnia naszą pozycję, to nie o wszystkim będziemy współdecydować.

Kryzys rzuca cień na negocjacje dotyczące ram finansowych na lata 2014-2020. Zamiast debaty o budżecie na skalę potrzeb i globalnych ambicji Unii, negocjacje te będą przypominać przeciąganie za krótkiej kołdry. Polska będzie w tej sytuacji musiała bronić swoich konkretnych interesów, co byłoby trudne do pogodzenia z rolą bezstronnego moderatora, której się oczekuje od kraju sprawującego prezydencję. Na całe szczęście, prawdziwa polityczna batalia zacznie się raczej w roku 2012, kiedy przewodnictwo przejmie już Dania. Niemniej samo zadanie wypracowania mechanizmu konsultacji pomiędzy państwami członkowskimi, Parlamentem Europejskim i Komisją, gdy wszystkie zainteresowane strony wiedzą, jak kluczowe to będą rozmowy, jest wielkim wyzwaniem dla polskiego przewodnictwa.

To dobrze, że chcemy rozpocząć debatę o wzmocnieniu europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony. W kontekście interwencji w Libii widać wyraźnie, że to konieczne, aby w podobnych sytuacjach Europa umiała mówić jednym głosem. Jednak europejskie podziały w sprawie Libii także pokazują, jak trudne będzie osiągnięcie konkretnych rezultatów w tej dziedzinie. W dodatku Polska, nieuczestnicząca w operacji wojskowej w Libii, nie jest w tym temacie do końca wiarygodna.

Konkretnym osiągnięciem polskiego przewodnictwa może być podpisanie traktatu akcesyjnego z Chorwacją - po decyzji politycznej na ostatnim unijnym szczycie sprawa jest przesądzona. Ale technicznie wymaga to jeszcze olbrzymiego wysiłku, który spadnie właśnie na polską administrację.

Niełatwo będzie Polsce osiągać konkretne postępy w najbardziej chyba nagłośnionym i szeroko dyskutowanym obszarze priorytetowym, to znaczy Wschodnim Partnerstwie. W ostatnim okresie większość objętych nim krajów, leżących na obszarze byłego Związku Radzieckiego, raczej odsuwała się niż zbliżała do Unii. Kraje te, szczególnie największa i najważniejsza Ukraina, mają pretensje, że program Partnerstwa nie daje im perspektywy członkostwa w UE, co czyni go mało atrakcyjnym.

W kontekście ostatnich decyzji Rady dotyczących zgody na przywracanie kontroli granicznych w strefie Schengen, nieco ironicznie brzmi polski priorytet dotyczący "Europy, która korzysta ze swojej otwartości". Zgłoszony przez Polskę postulat, żeby zamykanie granic nie ograniczało praw obywateli Unii, może być odebrany jako zwrócony przeciwko obywatelom krajów sąsiadujących z Unią. Jak to pogodzić z deklaracjami na temat energicznego wspierania liberalizacji wizowej dla obywateli krajów Wschodniego Partnerstwa? Panująca obecnie w Unii panika związana z możliwością napływu migrantów z południa niewątpliwie utrudni, jeśli nie uniemożliwi, skuteczną realizację tego priorytetu.

Warto wreszcie pamiętać, że kryzys, to nie tylko rewolucja w jednym z krajów sąsiedzkich UE. W tym wypadku zresztą działać musi przede wszystkim unijna dyplomacja, którą prezydencja nie kieruje, ale którą musi wspierać. Kryzys to także pojawiająca się bakteria e.coli, wybuch wulkanu na Islandii, który blokuje europejski ruch lotniczy czy jakaś inna sytuacja, której w tej chwili nie umiemy nawet zacząć sobie wyobrażać, a z którą będzie musiała sobie radzić Unia pod naszym przewodnictwem.

Obawy pasażerów

Patrząc na proeuropejskie nastroje polskiego społeczeństwa, można by pomyśleć, że unijny statek właściwie jest unoszony na fali społecznego poparcia i entuzjazmu. Dobrze jednak wiemy, że jest dokładnie odwrotnie. Poparcie dla idei integracji europejskiej w wielu krajach UE spada, obywatele wprost wyrażają niezadowolenie z polityki UE. Polacy wyróżniają się tu nadzwyczaj pozytywnie swoim entuzjazmem. Byłoby dobrze, gdybyśmy choć część tego entuzjazmu potrafili przekazać reszcie Europy.

Europejski kryzys to nie tylko kryzys gospodarek czy kryzys zadłużenia. To także kryzys zaufania do Unii i jej instytucji. Naszym nadrzędnym celem powinno być przynajmniej zaczęcie odbudowy tego zaufania.

Napięta atmosfera z dolnego pokładu przenosi się i na wyższe piętra. Rządy poszczególnych państw członkowskich twardo dopominają się o swoje, negocjacje między nimi nie są najsympatyczniejszymi pogawędkami. Czując na karkach gorący oddech populistów i eurosceptyków, rządy licytują się w obronie "narodowych interesów" kosztem Unii i innych krajów członkowskich. Filozofię kompromisu, współpracy i partnerstwa zastępuje idea negocjacji jako gry o sumie zerowej, gdzie sukces innych oznacza moją porażkę.

Taka ewolucja jest na dłuższą metę szkodliwa, wręcz zabójcza, dla Unii i bardzo niekorzystna dla Polski. Dlatego powinniśmy w czasie naszego przewodnictwa działać na rzecz szerokiej kooperacji i kompromisu. Niestety, wetując decyzję o unijnych celach dotyczących redukcji gazów cieplarnianych sami zachowaliśmy się według tej destrukcyjnej logiki i wysłaliśmy reszcie krajów członkowskich fatalny sygnał w przeddzień prezydencji.

Polski najważniejszy partner w UE - Niemcy, także nie zawsze w ostatnim czasie zachowuje się przewidywalnie. Mimo obietnic wspierania polskiego przewodnictwa, złożonych przez Angelę Merkel w ostatnich dniach w Warszawie, kiedy oba rządy wspólnie świętowały 20.rocznicę podpisania polsko-niemieckiego traktatu, nie należy liczyć, że Berlin poprze nas w każdej sytuacji. Narodowe interesy Niemiec odgrywają coraz większą rolę w ich decyzjach na arenie europejskiej. A zniechęcone ciągłą koniecznością dopłacania do unijnego budżetu niemieckie społeczeństwo na pewno nie pomoże Angeli Merkel w podejmowaniu zobowiązań koniecznych do ratowania Europy przed kryzysem zadłużenia.

Współdziałanie załogi

Kluczowe w chwilach sztormu jest sprawne współdziałanie wewnątrz załogi. Dobre relacje, jakie polska administracja zbudowała sobie z kluczowymi unijnymi instytucjami, na pewno mogą pomóc, gdy pojawi się kryzys. Jerzy Buzek na czele Parlamentu Europejskiego będzie wspierał działania prezydencji.

Mimo porozumienia ministra Sikorskiego z panią Ashton o podziale zadań w unijnej polityce zagranicznej do końca jednak nie wiadomo, jak układać się będzie ich współpraca. Powodem do wątpliwości może być niedostarczenie przez nią wkładu do osiemnastomiesięcznego programu prezydencji Polski, Danii i Cypru. To jasny sygnał o braku woli do kooperacji. Świadczący wprawdzie źle nie o Polsce lecz o Służbie Działań Zewnętrznych, ale naszemu rządowi utrudniający działanie w ważnych obszarach priorytetowych.

Wyzwań związanych z przewodnictwem spotka Polskę jeszcze wiele. Nie łudźmy się. Sześć miesięcy prezydencji to nie będzie spokojna wyprawa.


Zapisz się do newslettera
Newsletter