Aktualności

Tekst:

Instytut Spraw Publicznych

Podziel się
Europa

Dotychczasowy premier prowadzi lewicę do pewnego zwycięstwa w Turyngii


31% głosów dla Die Linke, 23,4% opowiedziało się za Alternative für Deutschland (AfD) zaś na CDU zagłosowało 21,8% wyborców. Mimo, iż wygrana w landtagu w zaledwie dwumilionowej Turyngii przypadła innej partii niż w Branderburgii (SPD) i Sakosonii (CDU), wschodnie landy ewidentnie łączy jedno – wysokie notowania AfD. 


Wybory w Turyngii interesujące są z wielu powodów. Zwycięska postkomunistyczna partia Die Linke po raz pierwszy wygrała wybory do jakiegokolwiek landtagu w Niemczech. Po odejściu od władzy komunistów w 1990 uzyskali około 10% głosów, podczas gdy partia SPD cieszyła się ponad 20% poparciem.  Na przestrzeni ostatnich 30 lat skrajna lewica notowała jednak jednostajny wzrost popularności, w przeciwieństwie od SPD, której wyniki pogarszają się od 1994. 

Najsilniejszym graczem na scenie politycznej Turyngii zawsze była CDU. Od momentu zjednoczenia Niemiec do 2004 roku osiągała w tym landzie co najmniej 40% wynik. W przeciągu ostatnich 15 lat traciła stanowczo na znaczeniu. W ostatniej kadencji chadecji nie udało się stworzyć koalicyjnego rządu.

Stąd ostatnią koalicję z ugrupowań Die Linke-SPD-Zieloni prowadził Bodo Ramelow z tej pierwszej partii i to właśnie jemu – a nie działaniom samej partii - skrajna lewica zawdzięcza w głównej mierze obecną dominację na scenie politycznej w Turyngii. Mieszkańcy zadowoleni z rządów Ramelowa –polityka o umiarkowanych poglądach, wyróżniającego się na tle populistycznych kolegów z partii, wybrali go ponownie. Jak podkreślają niemieckie media, na plakatach wyborczych premier Turyngii nie umieścił nawet nazwy swojej partii. 

Nie da się też powiedzieć, że dobry wynik die Linke związany jest z trendem panującym w post komunistycznych wschodnich Niemczech, bowiem w Saksonii i Brandenburgii partia ta uzyskała nieco ponad 10 procent głosów. Jednak to w grupie 60+, a więc wśród mieszkańców doskonale pamiętających czasy NRD  die Linke uzyskała największe, bo 40% poparcie. 

Przegrani
Zdecydowaną porażkę odniosła w Turyngii chadecja, tracąc 12 punktów procentowych i odnotowując w tym Landzie najgorszy wynik w historii. Stało się tak na korzyść partii AfD, której wynik wzrósł w porównaniu do wyborów z 2014 o prawie 13 punktów procentowych (z CDU do AfD odpłynęło, według badań elektoratu 37 tysięcy wyborców, ale AfD zmobilizowała też wielu, którzy wcześniej nie głosowali). Nie są to tendencje nowe. CDU słabnie w całych Niemczech, na co zareagować muszą jej władze. Annegret Kramp-Karrenbauer mówi niczym po nieudanym meczu piłki nożnej „CDU wygrywa razem i przegrywa razem”, wskazując, że odpowiedzialność za słaby wynik tak samo mocno ponosi regionalna część partii jak i jej centrala. Wyborcy tracą zaufanie do dotychczasowego systemu politycznego, czyli do rządów tak zwane ”Wielkiej Koalicji”, której brak sprawczości w oczach wyborców zachęcił ich do oddania głosu na partie ze skraju sceny politycznej. 

Problem z tworzeniem koalicji rządowej
Mimo trzeciego wyniku CDU ma jednak słabe perspektywy na wejście w koalicję, gdyż zarówno AfD jak i Die Linke różnią się od niej programowo. Punktem spornym jest w szczególności kwestia migrantów i polityki gospodarczej, o czym już przed wyborami wspominali politycy z partii Angeli Merkel. Mimo to Mike Mohring, czołowy kandydat chadeków w Turyngii mówi, iż jest gotowy przyjąć zaproszenie do rozmów z Bodo Ramelowem ze względu na odpowiedzialność za politykę państwową. Nie oznacza to od razu gotowości wchodzenia w koalicję, lecz ewentualności popierania rządu mniejszościowego w konkretnych kwestiach.

O szczęściu mogą mówić politycy z liberalnej partii FDP, którzy podwoili swój wynik z 2014 i przekroczyli „magiczną piątkę” progu wyborczego i tym samym wrócą do landtagu w Turyngii. To szczególnie dobre wieści dla szefa partii Christiana Lindnera, który kilka tygodni temu musiał pogodzić się z porażką w Brandenburgii i Saksonii, gdzie partia uzyskała odpowiednio 4,1% oraz 4,5% głosów i rozbiła się o próg wyborczy. Thomas Kemmerich, przewodniczący partii FDP kategorycznie wyklucza koalicję ze zwycięską partią, gdyż dołączenie do lewicowej koalicji Die Linke-SPD-Zieloni byłoby całkowitym zaprzeczeniem wartości liberalnych.

FDP i partia Zielonych będą miały w landtagu po 5 miejsc. Wynik tego drugiego ugrupowania może być zadziwiający, gdyż w całych Niemczech ostatnio znacznie zyskało. W wyborach do Europarlamentu w maju tego roku otrzymali 20,5% głosów. Również we wschodnich Niemczech zyskali na znaczeniu. W wyborach w Brandenburgii Zieloni osiągnęli prawie 11%, zaś w Saksonii 12%, oznacza to odpowiednio wzrost o 4,6 oraz 2,9 punktów procentowych. Słaby wynik Zielonych w Turyngii skumulowany z rezultatem SPD ma duże znaczenie dla kształtu rządu w tym landzie.

Socjaldemokracja wypadała nieco lepiej niż Zieloni, uzyskawszy wynik 8,3%, ale też ambicje tej partii są dużo większe. W porównaniu z wyborami w 2014 notuje jednak spadek o 4 punkty procentowe. Osłabienie tej partii nie jest zaskoczeniem, skoro zwycięstwo odniosło ugrupowanie skrajnie lewicowe, a centrala zajęta jest wyborami na przewodniczącego, które właśnie się toczą 

Tworzenie koalicji przez Ramelowa z pewnością będzie wielkim wyzwaniem. Dotychczasowy koalicjant SPD traci, Zieloni tymczasem nie umacniają się w porównaniu do poprzednich wyborów. Powoduje to, że niemieckie media spekulują o rządzie mniejszościowym. Takie rozwiązanie oznaczałoby, że przy każdym głosowaniu die Linke będzie szukać wsparcia w innych partiach. Każda ustawa musi być wówczas sumiennie dyskutowana i poprawiana, co oznacza długotrwały proces legislacyjny, spowalniający pracę landtagu. Taki układ może być jednak postrzegany jako wzmacniający demokrację, gdyż wyborcy wszystkich ugrupowań są w ten sposób reprezentowani, a nie skazani na dominację zwycięskiej partii. Z drugiej strony przepisy mogą zostać przegłosowane dzięki minimalnej większości, pozostawiając znaczne grono bez możliwości reakcji. Ciężko również określić stabilność takiego rządu ze względu na rzadkie występowanie takich sytuacji.

Niepokój budzić powinna przede wszystkim polaryzacja społeczeństwa w Turyngii, które odeszło od centrowych partii CDU i SPD na rzecz skrajnych die Linke i AfD. Mimo tego, iż land liczy sobie nieco ponad 2 miliony mieszkańców wyniki wyborów mogą być miernikiem nastrojów w całych Niemczech i wskazywać, że CDU, aby nie doznać porażki w kolejnych wyborach do Bundestagu, musi szybko znaleźć rozwiązania na odzyskanie wyborców.  

Julia Sadurska




O znaczeniu wyborów w Turyngii dla sceny federalnej Niemiec i sytuacji w CDU czytaj więcej >>>


 
Zapisz się do newslettera
Newsletter