Aktualności

Tekst:

Instytut Spraw Publicznych

Podziel się

Biuletyn Kompas - Nie ma partycypacji bez informacji


Sejm uchwalił zmiany w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Nie trzeba tłumaczyć, jak ważna jest to ustawa z punktu widzenia udziału obywateli w życiu publicznym. Projekt nowelizacji tej ustawy opisywaliśmy już kilkakrotnie. Dość wspomnieć zatem, że zmiana w tym zakresie jest potrzebna choćby z tego względu, że obecnie obowiązująca ustawa nie gwarantuje wcale łatwego dostępu do wiedzy o działaniu instytucji publicznych. Jest również konieczna dlatego, że nie reguluje kwestii ponownego wykorzystania informacji publicznej w celach innych niż te, dla których została ona pierwotnie wytworzona (np. na potrzeby działalności gospodarczej, czy naukowej). A tego wymaga od nas Bruksela.

Uchwalona ustawa w pewnych kwestiach poprawia obecną sytuację. Znosi na przykład podwójny tryb zaskarżania decyzji odmownych o udostępnieniu informacji, ustanawiając jeden – administracyjny, czy ustanawia centralne repozytorium informacji publicznych. Jednakże w innym wymiarze zmiany oznaczają głęboki regres w zakresie dostępu do informacji publicznej. Rzecz dotyczy nowego ograniczenia w dostępie do tego rodzaju danych.

Zaznaczmy jedynie, że zakres ograniczeń, w pierwotnych wersjach projektu nowelizacji był znacznie szerszy. Dotyczył między analiz, opinii, ekspertyz, etc. wykonywanych na zlecenie organów władzy publicznej (także samorządowej) w związku z gospodarowaniem mieniem publicznym, postępowań przed sądami, itp. W praktyce oznaczałoby to na przykład, iż mieszkańcy tego, czy innego samorządu nie mogli poznać przesłanek, którymi kierują się ich władze likwidując, dajmy na to, szkołę czy przedszkole. Nie byłoby też możliwości domagania się od Prezydenta RP, aby ten ujawnił ekspertyzy, którymi kierował się podpisując ustawę zmniejszającą nasze składki emerytalne do OFE. Taki przepis znacznie ograniczyłby możliwości uczestnictwa w życiu publicznym. Znikł on jednak z projektu po protestach organizacji pozarządowych, Krajowej Rady Sądownictwa, czy interwencjach posłów opozycji. Niestety, ograniczenie w dostępie do informacji publicznej przywrócił Senat, a potem poprawkę tę przegłosował Sejm na ostatnim posiedzeniu VI Kadencji. Tylko pewnym pocieszeniem może być to, że poprawka Senatu ma w stosunku do poprzednich propozycji nieco łagodniejszą postać.

Ograniczenie dostępu do informacji może mieć miejsce ze względu na interes gospodarczy państwa, jeśli miałby on zostać naruszony przez osłabienie zdolności negocjacyjnej Polski lub Skarbu Państwa w procesie uzgadniania porozumień międzynarodowych. Druga okoliczność, to ewentualna niemożność ochrony interesów Skarbu Państwa lub Rzeczpospolitej w postępowaniach przed różnego rodzaju organami orzekającymi (sądami, trybunałami, arbitrażami, etc.). Wątpliwości budzi sformułowanie „interesu gospodarczego państwa”, które nie zostało sprecyzowane w tej ustawie, ani w żadnym innym akcie prawnym.

Przypomina to sprawę ustawy o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, w przypadku której posłużono się terminem „interesu ekonomicznego państwa”, określając zakres kompetencji tej służby. Konstytucjonaliści już na etapie tworzenia ustawy o CBA zwracali uwagę, że bez dookreślenia tego sformułowania pozwala ono w zasadzie dowolnie intepretować, co leży w zakresie kompetencji Biura i jego funkcjonariuszy. Trybunał Konstytucyjny w 2009 roku orzekł, że takie rozwiązanie jest niekonstytucyjne.

W przypadku ustawy o dostępie do informacji publicznej jest podobnie, bowiem to organy władzy mogą w zasadzie dowolnie decydować co jest „ważnym interesem gospodarczym państwa”, a co nie. Można więc sobie wyobrazić taką oto sytuację, że polski rząd negocjuje warunki umowy dotyczącej udzielania pomocy prawnej, z jakimś autorytarnym państwem. Organizacje i obywatele, którym leży na sercu ochrona praw człowieka chcieliby się przy tej okazji dowiedzieć, czy umowa zagwarantuje, iż opozycjoniści z tego autorytarnego kraju nie będą automatycznie deportowani, gdyby na przykład zechcieli uciec do Polski. Rząd w trakcie negocjowania tej umowy może nas jednak nie dopuścić do informacji o jej treści, gdy uzna na przykład, że lepiej poświęcić prawa człowieka, jeśli przy okazji poprawi się, dajmy na to, wymiana gospodarcza między oboma krajami. Umowa zostanie podpisana, a społeczeństwo ewentualnie dowie się, że zapłaciliśmy za nią obniżeniem standardów demokratycznych już po fakcie.

Wątpliwości budzi również umiejscowienie owego ograniczenia. Już obowiązująca dotychczas ustawa kreuje w tym zakresie pewne kontrowersje. Zawiera bowiem przepisy mówiące o ograniczenia w dostępie do informacji ze względu, na przykład, na ochronę prywatności, czy tajemnicy gospodarczej. Tyle, że te oraz inne ograniczenia, przez wzgląd na zasadę poprawnej legislacji, powinny zostać zapisane w innych ustawach.

Na koniec kadencji Sejm uchwalił więc groźny bubel. W tej chwili, jak słusznie zwracają uwagę komentatorzy, jedyna nadzieja w Prezydencie. Może on zawetować ustawę lub skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego. Liczmy na to, że podejmie on słuszną decyzję.

Autor: Grzegorz Makowski

Źródło: materiały własne, Sejm RP



Tekst przygotowano w ramach projektu "Decydujmy razem. Wzmocnienie mechanizmów partycypacyjnych w kreowaniu i wdrażaniu polityk publicznych oraz podejmowaniu decyzji publicznych" współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. 
 

 



Zapraszamy na stronę www.isp.org.pl/kompas

Zapisz się do newslettera
Newsletter