Bawarczycy trzęsą Niemcami … i Europą
Tekst:

Instytut Spraw Publicznych

Podziel się
Europa

Bawarczycy trzęsą Niemcami … i Europą


Niemiecka koalicja rządowa zaczęła poważnie trzeszczeć - i to nie z powodu sporów pomiędzy chadecją a socjaldemokracją, lecz przez wewnętrzne poważne spięcie w samej chrześcijańskiej demokracji. Poszło o politykę migracyjną, teoretycznie – tylko tę niemiecką. Ale wiadomo, że temat jest ogólnoeuropejski.  A wszystko przez sytuację w jednym landzie. A konkretnie – przez Bawarię.
 

Rodzinne problemy

W październiku tego roku Bawarczycy wybiorą parlament regionalny. Nie byłoby w tym niczego ponad przeciętnego – w Niemczech, jako kraju federalnym, jest zawsze „po wyborach i przed wyborami”, jednak te wybory i ten land są specyficzne. Land ten od „zawsze”, czyli od początku powojennej historii, rządzony jest przez jedną partię – CSU, czyli Unię Chrześcijańsko-Socjalną. Jest to „siostrzana” partia Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, CDU, będącej obecnie pod przewodnictwem Angeli Merkel. To „siostrzeństwo” objawia się tym, że CDU nie wystawia kandydatów w wyborach w Bawarii, CSU nie rozprzestrzenia się zaś na inne niemieckie landy. Ponad to obie partie tworzą w Bundestagu jedną frakcję i startują w wyborach federalnych razem, ze wspólnym programem wyborczym (choć CSU na potrzeby regionalne ma też dodatkowo swój). W przypadku tworzenia przez chadecję rządu federalnego są w nim zawsze obecni ministrowie z CSU, a przewodniczący tej partii negocjuje i podpisuje umowę koalicyjną, jako równorzędny partner. Jak w każdej rodzinie, i pomiędzy obydwoma partiami bywały trudne momenty i spory, jednak obie zdawały sobie sprawę, że są od siebie zależne. Sukcesy CSU w Bawarii wzmacniały CDU na arenie federalnej, a możliwość bycia w unii z CDU zapewniała CSU znaczenie wychodzące dużo ponad zasięg regionalny. Obecnie jednak obie partie coraz bardziej postrzegają się jako problem.
 

Na równi pochyłej

Założona w 1945 roku CSU, z jednym wyjątkiem w historii, w latach pięćdziesiątych, zawsze wystawiała premiera landu. A co nawet ważniejsze, przez kilkadziesiąt lat rządziła landem samodzielnie. Jedynie w 2008 roku zmuszona była wejść w koalicję z FDP. W 2013 odzyskała jednak absolutną większość. Obecnie może ją znowu stracić. Według ostatnich sondaży partia może liczyć na około 41% głosów. Inne ugrupowania wypadają wprawdzie dużo słabiej (SPD 13,4%, AfD 13,5%), ale to właśnie potencjalny wynik tej ostatniej – Alternatywy da Niemiec, jest najbardziej niepokojący w zestawieniu ze słupkami bawarskich chadeków. Już w wyborach do Bundestagu na jesieni ubiegłego roku CSU zdobyła 44,2% głosów, co stanowi prawie dziesięć punktów procentowych mniej niż cztery lata wcześniej. Jeśli zestawić to z federalnym wynikiem AfD z 2017 roku – 10,5% oraz obecnymi notowaniami przez wyborami landowymi - nerwowość bawarskich chadeków jest zrozumiała. AfD realnie zagraża absolutnej większości CSU w Bawarii. Jednocześnie od momentu, kiedy weszła w wyniku wyborów 2017 do Bundestagu,  obaliła „świętą zasadę” CSU, mówiącą, że „na prawo od niej nie może być innej siły politycznej”. I tu zaczyna się problem na płaszczyźnie federalnej.
 

Walka na radykalizm

CSU postanowiła, bowiem walczyć z największym konkurentem, AfD poprzez radykalizację własnej polityki. Jej pomysły sięgają od obowiązkowego wieszania krzyży w budynkach publicznych aż po wprowadzenie najbardziej ostrego prawa dotyczącego policji. Poza tymi landowymi zmianami, partia chce się jednak też wykazać jako członek rządu w Berlinie. Już podczas negocjacji koalicyjnych na początku 2018 CSU stawiała bardzo twarde warunki, między innymi ustalenia „górnej granicy” rocznego przyjmowania uchodźców. Ostatnio jej przewodniczący, Horst Seehofer, jako minister spraw wewnętrznych, zaproponował pakiet zmian w dziedzinie polityki migracyjnej. Pośród kilkudziesięciu punktów tylko jeden nie spodobał się kanclerz Angeli Merkel – pomysł odsyłania z granicy niemieckiej tych ubiegających się o azyl, którzy zostali już zarejestrowani w innym kraju UE. Merkel optuje bowiem za znalezieniem ogólnoeuropejskiego rozwiązania problemu migracji, sprzeciwiając się samodzielnym posunięciom niemieckim. Seehofer, mający poparcie swojej partii (i części działaczy CDU) potrzebuje zaś sukcesu, który będzie mógł przekuć na poparcie w swoim landzie. Dodatkowo bowiem jest pod presją obecnego premiera Bawarii, Markusa Södera, który zastąpił Seehofera na stanowisku szefa bawarskiego rządu. Ten ostatni musi się więc wykazać, że nadal, będąc politykiem federalnym, dba o interesu swojego landu. To, czy jednocześnie jego pomysł jest trudny do wykonania technicznie (chociażby: jak zatrzymywać i odsyłać migrantów, skoro nie istnieją szlabany na granicach) oraz spotyka się ze sprzeciwem unijnych partnerów, interesuje go mniej. Stawką są wybory landowe. Stąd ultimatum postawione przez CSU Angeli Merkel, która obecnie musi starać się o takie porozumienie na płaszczyźnie europejskiej, aby zadowoliło siostrzaną partię z Bawarii. Inaczej w lipcu Seehofer, jak zapowiada, wprowadzi pomysły w czyn i policja federalna, podlegająca mu jako ministrowi spraw wewnętrznych, zacznie odsyłać ubiegających się o azyl do innych krajów. Będzie to oznaczało jawne sprzeciwienie się Angeli Merkel. Tej jednak nie zostaje wiele pola manewru – wyrzucenie nieposłusznego ministra w rządu oznaczałoby wyjście i pozostałych bawarskich ministrów (trudno sobie wyobrazić, aby nie poszli za swoim przewodniczącym) czyli, de facto, rozpad koalicji rządowej.
 

Bawarska „inność”

Bawarczycy wyjątkowo, więc obecnie dają się we znaki CDU, podkreślając swoją wagę i specyfikę, wpływającą na politykę federalną. Ale samo przekonanie o wyjątkowości w przypadku CSU nie jest nowe. O specjalnej pozycji Bawarii świadczyć może chociażby jej polityka międzynarodowa. Mimo że prowadzenie niemieckiej polityki zagranicznej leży w kompetencjach rządu federalnego, rządy landów mają kontakty z innymi krajami. Bawarczycy są tu jednak nadzwyczaj aktywni. Przykładami z ostatnich kilkunastu miesięcy może być wizyta ówczesnego premiera Seehofera u Władimira Putina w marcu 2017 czy obecność Victora Orbana na zjeździe CSU w grudniu 2017 roku. Zresztą, już same nazwiska bawarskich premierów: Franz-Josef Strauß, Edmund Stoiber, Horst Seehofer to chyba nieliczne nazwiska polityków landowych znanych przynajmniej w niektórych kręgach za granicą. Obecnie jednak to wyróżnianie się jest zdecydowanie silniejsze, a jego skutki mogą być zdecydowanie bardziej poważne. To o wiele więcej niż wymachiwanie bawarską szabelką. Tym razem przyszłość niemieckiego rządu jest realnie zagrożona, a to, jak i sam kompromis w sprawie polityki migracyjnej, dotyczy już nie tylko Bawarii czy Niemiec, ale całej Europy.
 
Współpraca: Mareike zum Felde
Zapisz się do newslettera
Newsletter