Apetyt na Europę

Podziel się

Za czym kolejka ta stoi?


Godzina 20, środek tygodnia, Berlin. Przed potężnym gmachem w środku miasta kłębi się pokaźna kolejka. Niektórzy podchodząc do niej, choć wiedzą, pytają z uśmiechem, co dziś rzucili. Faktycznie ciągnący się sznur ludzi wygląda okazale, świadcząc, że obiektem upragnienia musi być nie byle co. Faktycznie, do byle czego kolejka nie stoi. 1000 lat wspólnego polsko-niemieckiego sąsiedztwa pokazane na 800 eksponatach i w 22 wątkach tematycznych robi wrażenie i zachęca do odstania swego w ogonku.

Drzwi w drzwi
     Wystawa "Obok. Polska - Niemcy 1000 lat historii w sztuce." , albo, co jakoś mi się bardziej podoba, tłumacząc prosto z niemieckiego: „Drzwi w drzwi”, to pokaźny zbiór, dobrze przemyślanych i bardzo cennych eksponatów, pokazujących lata polsko-niemieckiego współegzystowania. Jak każde wydarzenie kulturalne, stanowi pewien subiektywny wybór, który jednak daje mniej zorientowanej w stosunkach polsko-niemieckich osobie, dobry ogląd na lata naszej sąsiedzkiej historii. O zgromadzonych dziełach i przesłaniu wystawy napisali już inni. Warto natomiast zwrócić uwagę na ten drugi, promocyjny akcent całego projektu.

Tu trzeba być
     Jego wyrazem mogłaby być właśnie wspomniana długość kolejki, która ustawiła się z osób, posiadających zaproszenia na wystawę w dzień jej otwarcia. Oczywiście tłumy na takim otwarciu właściwie nie powinny dziwić. Licząc tylko tysiące Polaków, którzy na stale mieszkają w Berlinie i ich niemieckie „drugie połówki” doszłoby się do pokaźnej liczby osób potencjalnie zainteresowanych obejrzeniem wystawy w pierwszym dniu, gdy jeszcze nie jest dostępna dla szerszej publiczności. Do tych tysięcy dochodzą dziesiątki „betweenerów”, czyli osób, którzy, jak to mówi Stefan Mueller, żyją na przecięciu dwóch światów, spotykają się ciągle w pociągu „Berlin-Warszawa Ekspres” i stolicę Niemiec znają tak samo dobrze jak Polski. Tak, faktycznie, te obie duże grupy wypełniły szczelnie sale Gropius Bau w środowy wieczór. Te osoby wiedziały, że w taki dzień tu po prostu trzeba być. A organizatorzy zadbali, aby je szeroko zaprosić.

Dla każdego coś ciekawego
     Ale nie tylko ci, swego rodzaju, praktycy przyjaznych polsko-niemieckich stosunków, będą chcieli odwiedzić wystawę.. Berlin słynie z bogatej oferty kulturalnej. Śmiało można jednak powiedzieć, że wystawa pokazująca polsko-niemieckie dzieje przebije się wśród innych atrakcji. Bo też zgromadzone eksponaty to dzieła z pierwszej półki, jak „Hołd Pruski” czy oryginał listu polskich biskupów do niemieckich z 1965 roku. Zarówno koneserzy sztuki jak i zapaleni historycy ekspozycji więc nie ominą. Umieszczenie jej, a wiec i współtworzenie przez Gropius Bau – jedno z najbardziej docenionych berlińskich muzeów, także przyciągnie wielu zwiedzających.
     Ale i przeciętny Schmidt, bo przecież do niego kierowana jest wystawa, znajdzie na niej coś dla siebie. I dla dzieci także (specjalne oprowadzanie z audio-guidem i zajęcia dla całych klas). A jak nie na samej wystawie, to w bogatym programie towarzyszącym, obejmującym polskie filmy, koncerty, debaty, czy wykłady podejmujące tematy od historii po współczesność. Jest tego po prostu dużo.  I właśnie ten program wokoło ekspozycji także warto podkreślać. Wreszcie nie rzucono tylko jednej rzeczy, która tonie w gąszczu innych propozycji konkurencji. Zadbano i o jakość wystawy, bogactwo oferty wokoło niej oraz ich promocję. W roku polskiej prezydencji w Radzie UE oraz 20. rocznicy podpisania Traktatu o Dobrym Sąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy to najlepsza inwestycja w budowanie wizerunku Polski. Kiedy, jak nie teraz i gdzie, jak nie w Berlinie, Polska powinna zaprezentować się naprawdę dobrze i naprawdę z rozmachem.

Otwarcie z nieobciachowym przytupem
     Otwarcie wystawy taką zamaszystą prezentacją na pewno było. I dobrze. Dwaj prezydenci zachęcający do odwiedzenia wystawy, obaj odpowiedzialni za nią ministrowie, konferencja prasowa ze szczegółowymi materiałami dla mediów sprawiły, że dziennikarze zostali odpowiednio zainteresowani i poinformowani. Zresztą już wcześniej zadbano, aby w niejednej gazecie pojawiła się wzmianka o ekspozycji. Podczas otwarcia (a właściwie dwóch otwarć – tego z głowami państw i tego wieczornego, dla szerszej, ale nadal jeszcze ograniczonej zaproszeniami, publiczności) nie było lejącego się szampana i sztucznie brzmiących fanfar. Była za to ciepła, radosna atmosfera, odpowiednia doza wkładu merytorycznego oraz dbający o gości organizatorzy wszystkich możliwych szczebli z obu państw – od instytucji kultury, organizacji polsko-niemieckich, przez ambasady i ministerstwa po kancelarie premiera i prezydentów.  Otwarto więc z przytupem, ale nie takim obciachowym.

1000 lat nie da się przebiec w pół godziny
     Tłumy, które zaszturmowały wystawę jej pierwszego dnia, pewnie częściowo na nią jeszcze wrócą. Ekspozycji nie sposób obejrzeć w pół godziny czy godzinę. W takim czasie można jedynie uznać jej dobre przygotowanie i docenić wybór prezentowanych dzieł oraz poczuć chęć wgłębienia się w poruszane wątki. Tak więc wielu z tych, co 21 września na wystawie już byli, wróci na nią, przyprowadzając zapewne jeszcze swoich znajomych i rodziny. I oto chodzi. Wpadną też berlińscy bywalcy wystaw, turyści, którzy wyczytają w przewodniku, że w Gropius Bau warto zobaczyć, co się aktualnie dzieje na niemieckiej scenie kulturalnej oraz zaintrygowani medialnym doniesieniami dziennikarze czy nauczyciele ze szkolnymi klasami. Wszyscy dowiedzą się o bogactwie polskiej sztuki oraz i historii polsko-niemieckiej historii. I, co ważne, nie tylko tej trudnej, ale i tej owocnej, twórczej. I bardzo dobrze. A jeszcze lepiej, że ta wystawa to tylko jeden z elementów ostatnio jakże wielu polsko-niemieckich wydarzeń kulturalnych, politycznych czy społecznych. I o nich już niebawem.

Zapisz się do newslettera
Newsletter