Aktualności

Tekst:

Instytut Spraw Publicznych

Podziel się

Błędne koło emigracji zarobkowej


Czy w dobie otwartych granic i coraz większego przepływu emigrantów ich pozycja będzie rosła? - Nie sądzę. Emigracja przypomina błędne koło, nowo przyjezdni od zawsze musieli wspinać się na drabinie społecznej. Kiedy znaleźli się kilka stopni wyżej, zaczynali trochę gnębić tych, którzy znaleźli się na ich miejscu. Często słyszymy opinię chociażby od osób, które wyjechały do Wielkiej Brytanii, że najgorsze co można zrobić, to pracować za granicą dla Polaka - rozmowa z Anną Piłat, analityczką ds. migracji w Instytucie Spraw Publicznych w dodatku do Gazety Wyborczej "Gazeta Praca".

Marta Piątkowska (Gazeta Wyborcza): Zarobkowy wyjazd za granicę przestał być oznaką odwagi. Coraz częściej słyszę opinię, że emigranci to grupa, która nie poradziła sobie w ojczyźnie. Zasługują na tak surową ocenę?

Anna Piłat: W ostatnich latach sposób postrzegania emigrantów się zmienił. Zanim w 2004 roku Wielka Brytania otworzyła przed nami swoje granice, osoby, które zdecydowały się na wyjazd, były postrzegane jako żądne sukcesu, znające języki, zaradne, zdeterminowane. Teraz, kiedy wyjechać może każdy, a w kraju panuje duże bezrobocie, emigracja może być kojarzona z ucieczką, niekiedy pójściem na łatwiznę. Pojawiają się pytania "Jak to, skończyłeś studia, masz zawód, a jedziesz zmywać naczynia albo ścielić łóżka w hotelu?". To krzywdzące podejście. Ten, kto nigdy nie musiał opuścić rodzinnego domu za chlebem, nie rozumie, jakie to poświęcenie.

Całą rozmowę można przeczytać tu

Zapisz się do newslettera
Newsletter